poniedziałek, 29 lutego 2016

Wspomnienia

Witajcie,

nie wiem czy to przez tą pogodę za oknem, czy niekończącą się od jakiś dwóch tygodni u mnie grypę, ale dzisiejszy dzień nie należy do moich najprzyjemniejszych. Zimowa deprecha mnie dopadła i naszło na wspomnienia. Przypomniały mi się nasze rodzicielskie początki, jak ta mała kruszyna pojawiła się w naszym życiu, jak byliśmy kompletnie przerażeni i nie wiedzieliśmy co dalej robić, śniadanie jedliśmy o 19:00, bo przez pierwszy tydzień nie byliśmy w stanie sobie zorganizować dnia ... jacy my byliśmy wtedy szczęśliwi i zupełnie nieświadomi tego jak dalej będzie wyglądało nasze życie. Człowiek sześć lat czeka na pojawienie się upragnionego dziecka, wyobraża sobie jak to będzie kiedy się już zjawi, pamiętam jak wyobrażałam sobie jak moja córka woła do mnie, że mnie kocha, a ja mam łzy w oczach, jak rozmawia ze mną o tym co się działo w przedszkolu, wyobrażałam sobie jakich będzie miała cudownych przyjaciół. A teraz? Martwię się czy będzie ich miała i na ile będzie mogła być samodzielna.
No nic, jutro będzie lepszy dzień ... bez tych pochmurnych min i powrotu do przeszłości. 

Kocham naszą Kasię i nie zamieniłabym jej na sto innych zdrowych dzieci. Teraz siedzi w wannie, kąpie się i śpiewa swoją ulubioną Arkę Noego i serce się nam rozpływa. Pomimo tych ponurych dni, które czasami się u nas zjawiają (bo jesteśmy tylko ludźmi), zdecydowaną większość czasu jesteśmy radośni i wiemy z tatą Kasi jedno ... jesteśmy szczęściarzami, że Kasia wybrała nas na swoich rodziców.

A jak już tak sobie wspominam dzisiaj, to poniżej jedna z antycznych fotek naszej Kaśki :) Ja jej zupełnie takiej małej nie pamiętam, chociaż dla mnie zawsze będzie malutką dziewczynką :)



czwartek, 25 lutego 2016

Kiedy tata płacze.

Witajcie,

dzisiaj mam pytanie do rodziców w podobnej sytuacji jak nasza. Czy zdarza Wam się jeszcze płakać? Wczoraj z mężem mieliśmy bardzo ciężki wieczór, jak pisałam jakiś czas temu, przeglądam bardzo dużą ilość artykułów, buszuję po Internecie i oglądam sporo filmów związanych z tematyką autyzmu. Wczoraj na youtube znalazłam film: My Carla - Autism Awareness, jest to opowieść brata o siostrze, która ma autyzm. Brat pięknie opowiada o swoich relacjach z Carlą, jak to wszystko wpłynęło na jego rodzinę, itd. Nie wiem czy to kwestia ilości obejrzanych przeze mnie podobnych filmów, ale dla mnie ten film (pomimo tego, że jest naprawdę wzruszający) nie sprawił, że zakręciła mi się łza w oku, za to mój mąż rozkleił się strasznie, płakał tak mocno, że ciężko mu było się uspokoić. Tata Kasi nie należy do mężczyzn, którzy często się rozklejają i tylko raz widziałam go tak płaczącego, kiedy stracił na zawsze kogoś bliskiego. Na moje pytanie, dlaczego tak płaczesz? Odpowiedział, bo zobaczyłem w oczach tej dziewczynki, oczy naszego dziecka. Poczułam się tak, jakby ktoś oblał mnie wiadrem zimnej wody.
Sporo piszę o tym, że najważniejsze, to zaakceptować fakt, że dziecko wymaga specjalnej opieki i różni się od swoich rówieśników, nadal tak uważam, ale wczorajsze wydarzenie sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać czy autyzm przestanie kiedyś zadawać nam wszystkim ból?
Kiedy wydaje mi się, że wszystko jest na swoim miejscu, to wystarczy lekki powiew wiatru i mam wrażenie, że to co udało nam się zbudować zaraz ugnie się pod jego naporem i chyba ten strach jest teraz najsilniejszy.



sobota, 20 lutego 2016

O autyzmie trzeba krzyczeć tak głośno i długo, aż ktoś usłyszy.

Witajcie,

dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami pewnymi moimi przemyśleniami, które mnie naszły podczas przeszukiwania stron dotyczących autyzmu w Internecie. Ostatnio jestem na etapie szukania informacji, jak wspierać całą rodzinę dotkniętą tym zaburzeniem. Czytam opinie rodziców, przeglądam różne blogi i na jednej z takich stron natknęłam się na słowa, które uderzyły we mnie bardzo mocno.

"Ból i żal wywołany utratą nadziei na posiadanie idealnego, wymarzonego dziecka jest podobny do bólu wywołanego stratą bliskiej osoby. Dopóki nie przezwyciężymy tego bólu, tkwimy w miejscu, a to nie pomaga ani nam samym, ani naszemu dziecku. Nasze dziecko nie jest idealne, jest natomiast dzieckiem zupełnie wyjątkowym. Nie jest ani gorsze, ani mniej wartościowe – jest z pewnością bardziej wymagające naszej troski i pomocy. W chwili, w której pogodzimy się z niepełnosprawnością naszego dziecka, będziemy mogli pójść krok dalej."

Pisałam Wam o tym już setki razy, ale będę to powtarzać jeszcze wielokrotnie, bo każdy rodzic dziecka autystycznego powinien je sobie wbić do głowy. Ja dokładnie pamiętam punkt zwrotny w moim życiu z autyzmem. Celowo napisałam moim, bo dłuższy czas, to ja miałam problem z tym, że moja córka jest dotknięta zaburzeniami ze spektrum. To właśnie dla rodzica bardzo ciężko jest pogodzić się z zaistniałą sytuacją:
1. Najpierw jest wyparcie: niemożliwe, żeby autyzm nas dotyczył, lekarze i terapeuci mylą się na pewno, moje dziecko po prostu potrzebuje więcej czasu, nadrobi wszystko. W końcu każde dziecko rozwija się w różnym tempie (a czas mija). 
2. Potem jest zadręczanie siebie poczuciem winy: może to moja wina, mogłam więcej czasu poświęcać dziecku, czytać mu więcej bajek, chodzić częściej na basen. Może jakby miało więcej bodźców, to by tak się nie zamknęło? Te pytania się nie kończą (a czas mija).
3. Następnie przychodzi żal: dlaczego akurat moje dziecko? Dlaczego akurat nasza rodzina? (a czas mija).

Rodzic po przeżyciu swoistej, można rzec żałoby zazwyczaj dostaje impuls do działania i wtedy widać efekty terapii. Każdy najdrobniejszy sukces cieszy i kiedy rodzice są szczęśliwi, dziecko też będzie. Być może tak jest, że te wszystkie 3 etapy są potrzebne, by rodzic poczuł się silniejszy ... nie wiem. Z perspektywy czasu mam takie poczucie, że nie prowadziło to do niczego dobrego, czas leciał, terapia nie była prowadzona we właściwy sposób i ciągle dreptaliśmy w miejscu. Pozornie coś się działo, ale nie bardzo było wiadomo co. Dzisiaj już wiem, że gdybym była postawiona w podobnej sytuacji ponownie, wszystko zrobiłabym inaczej. Autyzm nie jest końcem świata.
Do końca życia będę wdzięczna mojej znajomej, która jednym zdaniem uświadomiła mi, że problem tkwi we mnie, a nie w autyzmie mojej córki. Wtedy też postanowiłam założyć bloga, Kasia spotkała na swojej drodze cudownych ludzi, którzy każdego dnia pomagają jej lepiej funkcjonować. Machina ruszyła, wszystko weszło na odpowiednie tory i każdy dzień jest dowodem na to, że kierunek jest dobry. Czy się pogodziłam z autyzmem mojej córki? Nie miałam wyjścia, nie mogę powiedzieć, że już się z nim zaprzyjaźniłam, ale nauczyłam się z nim żyć. Wiem jedno - autyzm nie jest końcem świata.

Założyłam bloga z myślą o tym, by mówić głośno o autyzmie. Na własnej skórze odczułam, jak otoczenie jest niedoinformowane w tym aspekcie. Przykład, taka ja ... wiedziałam co to autyzm, poznałam dzieci nim dotknięte, ale kiedy problem pojawił się bezpośrednio u mnie i dotyczył najbliższej mi osoby, rozłożyłam ręce. Bardzo często jest tak, że rodzic z różnych powodów nie jest gotowy na to, by wszystkim dookoła mówić o zaburzeniach swojego dziecka, szanuję to, bo każdy z nas jest inny. Ja należę do osób otwartych, więc przy każdej możliwej okazji, robię co mogę żeby coraz więcej osób dowiedziało się, jak pomóc osobie z autyzmem funkcjonować w naszym świecie. Trzeba nauczyć się mówić głośno o autyzmie, uświadamiać otoczenie, edukować rówieśników naszego dziecka po to, aby nie zostało ono przez nich odrzucone.

środa, 17 lutego 2016

Nasz autyzm - film


Witajcie,

dzisiaj chciałabym Was zachęcić do obejrzenia filmu, w którym rodzice dzieci autystycznych opowiadają o swoim życiu. Co czuli kiedy otrzymali diagnozę, jak wygląda walka o poprawę funkcjonowania ich dzieci.

Polecam Wam serdecznie, film idealnie obrazuje to jak diagnoza wpływa na całą rodzinę, jaką walkę ze sobą muszą stoczyć rodzice, by zaakceptować fakt zaburzeń swojego dziecka. 
Przypominają mi się nasze początki i dokładnie pamiętam kiedy we mnie nastąpił ten kluczowy przełom. Nie są to przyjemne chwile, ale ... najważniejsze to koncentrować się na dziecku i na tym aby mu pomóc.


Film uzmysłowił mi, że naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych :)


                

środa, 10 lutego 2016

Urodziny Kasi

Witajcie,

u nas ciągle chorobowo, stąd taka dłuższa przerwa, ale to nie oznacza, że nic przez ten czas się nie działo, bo działo i owszem :) Nasza najukochańsza córcia 5 lutego skończyła 5 lat :) Wyrosła nam już pannica i każdego dnia zaskakuje nas nowymi rzeczami. 
Nie obyło się w tym dniu oczywiście bez łez matki wariatki, już tłumaczę dlaczego. Każde poprzednie urodziny naszej córki wyglądały podobnie, Kasia wiedziała, że coś się dzieje dookoła, ale mieliśmy takie poczucie, że nie do końca rozumie co. Podczas śpiewania sto lat, wtulała się w nas wystraszona, a kiedy przychodziło do zdmuchiwania świeczek na torcie, to Kasia odwracała głowę, bo bała się ognia. 
W tym roku odebrało nam mowę i nie mogliśmy wyjść z podziwu, jak nasza córka wydoroślała. Zawieźliśmy torta do przedszkola i poprosiliśmy panie by popstrykały Kasi zdjęcia na pamiątkę, kiedy dzieci śpiewają jej sto lat, itd. Oprócz obiecanych zdjęć, panie nagrały nam również filmik, na którym nasza córka uradowana cieszy się z tortu, śpiewa z innymi dziećmi sto lat i sama zdmuchuje swieczki :) Wiem, banał ... ale dla nas kochani to ogromny krok do przodu. Jako rodzice autystyka, nauczyliśmy się cieszyć z takich drobnostek. Dlatego wspólnie z mym szanownym małżonkiem przepłakaliśmy cały wieczór, tym razem ze szczęścia. Oby więcej takich chwil :)